Jezioro Bodeńskie na krótki wypad we dwoje (wspomnienie lata)

Witam po dłuższej nieobecności …. Obecnie przez pandemię, wybuchłą niedawno wojnę w Ukrainie, po prostu staramy się w miarę normalnie żyć, czyli szkoła, praca, cotygodniowe terapie dzieciaków a w wolnych chwilach tenis (jeszcze na hali) czy poszukiwania detektorem, dlatego rzadziej zaglądałam na bloga.

Chciałam tu jednak wstawić wspomnienie naszego krótkiego pobytu we dwoje nad jeziorem Bodeńskim.

Pierwszy tydzień ferii letnich syn był na obozie młodzieżowym, z którego niestety przedwcześnie wrócił bo nie podobało mu się, przez coronę i też niestety starszych kolegów, którzy dokuczali, nie tylko on opuścił obóz szybciej ale co zrobić …..

Na szczęście później przyjechali dziadkowie i zabrali dzieciaki na wakacje więc skorzystaliśmy z okazji tylko na pobycie we dwójkę i na 2 dni wybraliśmy się nad przepiękne jezioro Bodeńskie. Zdecydowaliśmy się przenocować bo podróż nad jezioro zajmuje nawet nieco ponad 3 godziny. Z racji, że w niektórych bundeslandach kończą się już wakacje letnie, specjalnie wybraliśmy się w niedzielę aby uniknąć olbrzymich korków w sobotę …

Znalezienie pokoju czy mieszkania nad Jeziorem Bodeńskim w trwającym sezonie nie było wcale łatwe …. Corona widać robi swoje i bardzo dużo Niemców spędza jednak wakacje w kraju. Udało mi się znaleźć jedyny wolny pokój właśnie z niedzieli na poniedziałek i to w sumie najbardziej przeważyło o tym terminie wyjazdu.

Ceny nad Bodensee do najniższych nie należą, co nie powinno dziwić bo w końcu Bodensee jest znane, przez coronę na pewno też podniesiono ceny bo w kończu ludzie gdzieś chcą wyjechać na wakacje a wielu jak pisałam zostało najwyraźniej w kraju. Mieszkania wynajmowane są tylko na tydzień, pozatym były wszystkie pozajmowane.

Jezioro Bodeńskie leży u podnóża Alp, na granicy trzech państw – Niemiec, Austrii, Szwajcarii. Wybraliśmy się do małej i bardzo urokliwej miejscowości Meersburg, która znajduje się w Badenii/Wittenberdze. Co ciekawe, leżące niedaleko niego Lindau, należy już do Bawarii.

Meersburg

Miasteczko Meersburg bardzo mnie urzekło, Stare Miasto to zabytkowe domy ze średniowiecza, pełne wąskich uliczek …

Niestety jak to w takich miasteczkach bywa, jest tam bardzo trudno o parking. Na szczęście pokój, który wynajmowaliśmy znajdował się w gospodzie, która miała własny parking, bezpłatny dla gości a jedyną niedogodnością było przespacerowanie się z 10 minut do centrum. Cena za pokój dwuosobowy ze śniadaniem, parkingiem, opłatą klimatyczną, sprzątaniem pokoju to 78E, które uważam nie były naprawdę wygórowane jak na miasto leżące nad trzecim co do wielkości jeziorem w Europie Środkowej, po Balatonie i Jeziorze Genewskim.

Dla zainteresowanych noclegiem w tych okolicam podaje linka do gospodarzy. W sumie pokój był czysty, wyremontowany ale z racji, że to było 2 piętro i akurat był upał, w pokoju było ciepło. Na szczęście zabraliśmy ze sobą przytomnie wentylator. Trochę pomógł ale i tak w nocy otwarłam okno. W oknach niestety nie było siatek i latały komary (ale i tak mniej niż u nas w domu haha) ale i na to byłam przygotowana (zabrałam ze sobą urządzenie na komary).

W cenie za pokój dostaliśmy też kartę gości miasta Meersburg, która upoważniała nas do darmowego transportu publicznego w mieście, dodatkowo można było skorzystać ze zniżek na różne atrakcje turystyczne. My z autobusu nie skorzystaliśmy, z prostej przyczyny, jeździł on co godzinę i szybciej doszliśmy na piechotę do centrum, poza tym dalej mamy pandemię i jazda w upale w maseczce średnio nas pociągała.

Przyjechaliśmy do Meersburga koło 15 i trochę zgłodnieliśmy. Szykując się na wyjazd wyczytałam gdzieś, że w mieście znajduje się super imbis chiński, postanowiliśmy to sprawdzić ale zanim tam dotarliśmy udaliśmy się na punkt widokowy, z którego rozpościerał się wspaniały widok na bodajże jedyny zamieszkały w Niemczech zamek oraz wspaniałe jezioro i Alpy po stronie szwajcarskiej i austriackiej.

Jedzenie w barze było naprawdę smaczne i przygotowane w ekspresowym tempie. Zamówiliśmy pieczony makaron z kaczką (spora porcja, 9E) i kurczakiem (spora porcja, 5E).

Posileni poszliśmy w kierunku promenady, gdzie naprawdę można się było poczuć jak nad morzem. Jezioro było ogromne ….

Szliśmy w kierunku miejskiej plaży (darmowa), jednak była ona bardzo mała i zejście było raczej kamieniste, więc poszliśmy dalej bo gdzieś dalej miała być plaża z otwartym basenem. Okazało się, że to były termy, bilet wstępu 5,50 E od osoby dorosłej, zapłaciliśmy i weszliśmy na dużo większą plaże niż ta obok, na której nawet byli ratownicy pilnujący aby osoby schodzące po schodach do wody nie poślizgnęły się. Niestety nie wykąpaliśmy się bo jadąc nad jezioro było upalnie ale akurat krótko przed wjechaniem do Meersburga zaczęło kropić i ochłodziło się a parkując pod gościńcem przywitała nas burza, która na szczęście szybko minęła, słońce co prawda wyszło ale nad jeziorem już wiatr był chłodniejszy, więc się nie odważyliśmy.

darmowa plaża
Zejście do jeziora
Magiczny filar (Magische Säule)

Spacerując po promenadzie siadłam pod jednym z symboli miasta, czyli pod magicznym filarem (niem. magische Säule) autorstwa artysty Petera Lenka. Autor przedstawił w trochę satyryczny sposób znane osobistości związane z miastem Meersburg czyli Amorem jest 13 wieczny biskup Freiherr Joseph von Laßberg, na zamkniętym w klatce globusie stoi uzdrowiciel i hipnotyzer Messmer. W klatce zamknięci są krytycy Messmera, naukowcy Maximilian Hell, Anton von Störck i Jan Ingenhousz. Kolejne postacie to baron Joseph von Laßberg, właścicielka winiarni szlachcianka Wendelgard von Halten, biskup Franz Konrad von Rodt i egzorcysta Johann Joseph Gassner. Na jednym z blogów znalazłam info właśnie o pannie Wendelgard, której akurat nie sfotografowałam i przytoczę tu cytat: “W kierunku jeziora patrzy szlachetnie urodzona panna Wendelgard, posiadaczka najlepszych lokalnych winnic w rejonie Haltnau. Niestety nie grzeszyła urodą,co bardzo przekładało się na jej życie osobiste i stosunki ze społecznością lokalną. Mówiło się o niej, że w samotności jadała ze swego srebrnego koryta.Pewnego razu postanowiła przekazać władzom Meersburga swój majątek, pod warunkiem, że podczas posiłku będą towarzyszyli jej radni miasta, a w każdą niedzielę któryś z nich będzie spędzał z nią czas i żegnał pocałunkiem. Dla władz, cena okazała się zbyt wysoka, jednak ofertą zainteresowali się sąsiedzi, zasiadający w radzie Konstancji.” Na samej górze króluje mewa z twarzą pisarki Annette von Droste-Hülshoff.

Wracając do naszego pokoju, nie odmówiliśmy sobie porcji włoskich specjałów i podziwialiśmy między innymi miejski ratusz czy Nowy Zamek Meersburg (Neues Schloss Meersburg).

Neues Schloss Meersburg (podziwialiśmy tylko z zewnątrz)

Na drugi dzień pokój trzeba było opuścić do 10:30. Po 9 byliśmy już na śniadaniu bo wracając do domu chcieliśmy odwiedzić jeszcze sąsiadujące z Meersburg i równie ciekawe Uhldingen-Mühlhofen. W tej miejscowości znajduje się usytuowane nad brzegiem jeziora Muzeum Palafitów (budowli na palach). W drugiej dekadzie XX wieku, wzniesione zostały pierwsze drewniane konstrukcje. Zwiedzający mogę oglądać 20 zrekonstruowanych budowli na palach, które były wznoszone w epoce brązu (3500-1200 p.n.e.). Muzeum to znajduje się na światowej liście UNESCO i przyciąga corocznie wielu turystów.

My przyjechaliśmy do Uhldingen/Mühlfoen krótko przed 10, zanim otwarto muzeum, na parkingu było jeszcze duuużo miejsca. Korzystając, że obok parkingu znajdowało się małe muzeum z gadami a do otwarcia muzeum było jeszcze trochę czasu, zdecydowaliśmy się wejść.

Po obejrzeniu głównie jadowitych węży i jaszczurek, przeszliśmy się spacerem do muzeum Palafitów. Akurat otwierali i bardzo szybko dostaliśmy bilety. Oczywiście w czasie zwiedzania, także na dworze, musieliśmy nosić maski. Muzeum oferowało super widoki na jezioro Bodeńskie. Dla osób, które jednak nie chciałyby wydawać 10 E za wstęp, istnieje możliwość obejrzenia konstrukcji z pobliskiej plaży. Ja jednak interesuję się archeologią i mając możliwość obejrzenia takiego ciekawego muzeum, po prostu musiałam odhaczyć na mojej liście 🙂 Szukajåc detektorem można natrafić także na elementy z brązu, chciałam się więc trochę więcej dowiedzieć o tej epoce.

Po skończonym zwiedzaniu ruszyliśmy w kierunku parkingu i akurat tego dnia Badenia Wirtenbergia wprowadziła jako pierwszy Bundesland obowiązkowego testowania się przed wejściem do restauracji czy innych zamkniętych pomieszczeń. Na przeciwko parkingu znajdowało się centrum testowe a przed nim dłuuuuga kolejka ….

Ledwo wsiedliśmy do auta, zaczęło niestety padać i sporą część do domu musieliśmy jechać w mocnym deszczu. Cóż upał był w weekend nieznośny, więc wiadomo, że po nim przychodzą burze i ochłodzenie …. Pobyt, choć krótki uważam za bardzo udany. Szkoda mi tylko, że nie udało nam się po drodze wstąpić jeszcze do Lindau ale na pewno kiedyś to nadrobimy i być może wybierzemy się jeszcze kiedyś nad jezioro z dziećmi 😛

Jedna odpowiedź do “Jezioro Bodeńskie na krótki wypad we dwoje (wspomnienie lata)”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.